środa, 19 grudnia 2012

Cornelius - cytryna i grejpftut

Ostatnio wspominałam o Zlatopramenie, dziś skusiłam się na Corneliusy. Jest to polskie piwko z browaru Sulimar w Piotrkowie Trybunalskim. Znawcą browarów, piwa i w ogóle nie jestem, ale spróbuję przekazać wam moje wrażenia :) Piwka oczywiście zakupione w Piwexie ♥

Cornelius Cytryna
z etykiety: "Cornelius Cytryna to efekt połączenia piwa pszenicznego ze 100% sokiem cytrynowym. Dodatek soku wzbogaca gamę doznań smakowych tradycyjnego piwa pszenicznego. Bananowo-goździkowy aromat jest bardzo wyraźnie podkreślony cytrynowymi nutami."


Moim zdaniem - bez szału. Wśród wielu cytrynowych piw, które piłam Cornelius znajdzie się na ostatnim miejscu. Wypiłam całe (oczywiście!), ale nie zdobyło mojego serca. Może to przez ten aromat bananowo-goździkowy. Banana nie wyczułam, ale goździki rzeczywiście troszkę czuć. Moim zdaniem bardzo średnie piwko i pewnie już go więcej nie kupię, na cytrynowym podium zostają u mnie Zlatopramen, Bazant i Warka Radler. Voltaż 3%, cena: 4 zł.

Cornelius Grejpfrut
REWELACJA! Podczas gdy cytrynowy Cornelius nie powala, jego grejpfrutowy brat zrobił na mnie ogromne wrażenie! Bardzo mocno wyczuwalny smak owocu, ale nie zabijający pysznego pszenicznego piwka. Piłam kilka grejpfrutowych piw (do tej pory najbardziej lubiłam Bazanta), ale ten zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie Pycha! Na pewno na stałe zagości w mojej lodówce :) Voltaż i cena jak wyżej.



Polecam Corneliusa z grejpfrutem i po raz kolejny polecam Piwex, w którym spełniają się marzenia!

Manekin ♥ - krem brokułowy i naleśnikowe spaghetti bolognese

Dziś po raz kolejny wpadłam do Manekina. Tym razem na Starym Rynku, między ostatnimi zakupami świątecznymi. Obiecuję!, że po świętach pojawi się coś innego niż Manekin i Jesz Ile Chcesz, ale akurat ostatnio, w przedświątecznym chaosie brakuje czasu na inne miejsca. A w tych akurat wiem na pewno, że zjem szybko, tanio i bardzo smacznie. Tak było też i dziś :) 

Manekin na Starym Rynku jest z pewnością moim ulubionym spośród toruńskich naleśnikarni. Mam  do niego największy sentyment, uwielbiam też letnie ogródki :) Mimo, że często ciężko znaleźć tam wolne miejsce, ja zawsze najpierw do niego kieruję moje kroki. Dziś byłam dość wcześnie i na szczęście znalazł się wolny stolik.

Na pierwszy ogień poszła zupa brokułowa, o której już wspominałam. Nie można o niej napisać nic ponad to, że jest przepyszna. Ma idealną konsystencję, smak, jest świetnie przyprawiona. Podawana ze śmietaną i grzankami z chleba (prawdziwymi grzankami!). Porcja oczywiście, jak dla mnie ogromna. Mimo, że byłam bardzo głodna, nie zjadłam jej do końca, aby zostawić sobie miejsce na drugie danie. Cena: 7,50 zł. 



Bardzo bardzo mnie kusiło, aby wsunąć dziś lasagne. Drugim moim typem było spaghetti z suszonymi pomidorami (jadłam niedawno i naprawdę zrobiło mojej lasagne konkurencję). W końcu wybór padł na spaghetti naleśnikowe bolognese. Pierwsze wrażenie: co za gigant! Porcja jest ogromna. Do tego danie jest bardzo syte. Smakowo oczywiście bezbłędnie. Smak podobny do lasagne - mięso i pyszny sos pomidorowy. W ogóle cały pomysł Manekina na ten makaron z naleśnika uważam za rewelacyjny. Już od dawna ubóstwiam ten makaron w rosole, rozszerzenie tej idei na dania było strzałem w dziesiątkę. Na pewno porcja jest za duża, zjadłam połowę, może trochę więcej, ale opchałam się jak świnka. Ogólnie w kategorii bolognese na pewno wolę lasagne. Spaghetti było jednak miłą i oczywiście smaczną odmianą :)



Cały obiad plus herbata kosztował mnie koło 23 złotych. Uważam, że jak na taką ilość i jakość jedzenia plus  przyjemne miejsce i miłą obsługę, jest to cena naprawdę świetna, a Manekin na pewno pozostanie jednym z moich ulubionych toruńskich miejsc. Przede mną nie lada wyzywanie, ponieważ Manekin od niedługiego czasu oferuje śniadania. Nakręciłam się na nie, ale godzina (od 10 do 12) jest średnio sprzyjająca :)  Mam jednak chrapkę na to manekinowe śniadanie! I ♥ Manekin!

Stay calm and eat pancakes! 

niedziela, 16 grudnia 2012

Jesz Ile Chcesz - odsłona II i III - Fast Food Friday

Postanowiłam podsumować moje czwartkowe i piątkowe Jesz Ile Chcesz w jednym poście. Akurat złożyło się, że i w czwartek i w piątek zawitałam do tego wspaniałego miejsca. W czwartek dlatego, że nie chciało mi się gotować, a ponadto w menu znalazły się moje ulubione naleśniki, ale co ważniejsze - kurczak zapiekany na białej kapuście!

Czwartkowe menu prezentowało się następująco:

- barszcz czerwony
- kapuścianka
- kawałki kurczaka w musztardzie i ziołach
- kotleciki mielone z płatkami owsianymi zsosem musztardowo - chrzanowym
- zapiekanka z kurczaka na białej kapuście
- tarta cebulowa
- zapiekanka wegetariańska wypasiona
- kasza gryczana
- ziemniaki zapiekane w czosnku i ziołach
- warzywa zapiekane w zalewie ziołowo - śmietanowej
- spaghetti z pieczarkami w sosie śmietanowym
- bigos wegetariański
- sałatka bawarska
- sałatka w sosie balsamicznym
- naleśnik z serkiem waniliowym
- galaretki
- czekoladowy muss z dżemem i herbatnikami



Zapiekanka z kurczaka na kapuście - foto pochodzi z profilu JICh na FB



Po raz kolejny zjadłam pyszne mielone kotleciki (tym razem polałam je sosem od spaghetti - śmietanowo-pieczarkowym) oraz tartę i zapiekankę. Pojawiły się też nowe sałatki: bawarska  i w sosie balsamicznym. Spróbowałam tylko tej pierwszej - bardzo dobra! Ziemniaki z cebulką, szczypiorkiem i kiszonym ogórkiem. Pikantna, pożywna. Bardzo udana nowość. Tego dnia jednak królował kurczak na kapuście. Danie to pojawiło się już na początku funkcjonowania Jesz Ile Chcesz i podbiło moje serce. Wtedy był to kurczak na młodej kapuście - pokrojona na małe kawałki pierś zapiekana na kapuście pod pysznym serem. W czwartek była to biała kapusta i nie boję się postawić tezy, iż ta wersja jest jeszcze lepsza od poprzedniej. Zjadłam kurczaka tyle, że właściwie nie starczyło mi miejsca na nic innego. Czwartek był więc dla mnie dniem "jedz kurczaka ile chcesz". Oczywiście musiałam skosztować również deseru. Poza naleśnikiem z serem, którym zachwycałam się już w ostatnim poście, tym razem udało mi się po raz pierwszy spróbować musu czekoladowego z herbatnikami i z dżemem. Poezja! Doskonałe połączenie składników, które sprawia, że mus nie jest za słodki, ale jednak dalej jest czekoladowy. Uważam, że jest to dość trudne, a załodze Jesz Ile Chcesz wyszło to po prostu wspaniale :) Kolejne "danie", które od teraz będzie mnie przyciągać do JICh.

W piątek wylądowałam w Jesz Ile Chcesz, aby skorzystać z oferty Fast Food Friday. Co by nie ukrywać lubię fast foody, ale zdecydowanie bardziej lubię takie wersje domowe. Sama robię hamburgery, tortille, frytki. Lubię zjeść też kebab na mieście, w Toruniu na ulicy Szewskiej zwanej przez studentów KebabStrasse. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać w Jesz Ile Chcesz, czy jedzenie będzie bardziej przypominało fast foody z miasta, czy bardziej coś domowego. Na szczęście ekipa JICh poszła w tę drugą stronę, co moim zdaniem jest ich kolejnym sukcesem.


Co znalazło się w menu:
- Fish Burger
- smażone warzywa z fetą
- barszcz czerwony
- pieczarkowa
- burger wieprzowy
- kebab wieprzowy
- tortille
- burger wegetariański
- hot dog
- tarta porowa
- sałatka bawarska
- sałatka w sosie balsamicznym



Co zjadłam:
Na początek zrobiłam sobie hamburgera. Fajnie, że można wszystko zrobić samemu. Są bułki (dobre, bo podgrzewane), jest mnóstwo warzyw i burgery (dobre, domowe, świeże, nie ociekające tłuszczem). Można zrobić wszystko, co się chce. Jest to naprawdę ogromny plus. Zjadłam, był pyszny! Na kolejny ogień poszło mięso kebabowe. Zawinęłam je z warzywami i sosem tzytzyki w pyszną, ciepłą tortillę. Super! Mięso jest smażone z cebulą, dzięki czemu smak cebuli przenika przez mięso i czyni je bardziej aromatycznym. Ta tortilla zabiła już mój głód, więc tylko podjadlam jeszcze tartą i zapiekanymi ziemniakami. Musiałam zostawić miejsce na deser, bo znów były serowe naleśniki i czekoladowy mus :)

Fast Food Friday uważam za udany. Nie spróbowałam wszystkiego, więc na pewno pojawię się na nim ponownie. Jednego mi tylko w FFF brakowało. Dla mnie jednym z wyznacznikiem fast foodów są sosy. Gdy robię coś w domu staram się, aby sosy były dobre i pasowały do mięsa. Tutaj niestety dość ubogo. Był ketchup, majonez, tzatzyki (które są genialne). Moim zdaniem jednak właściciele powinni zadbać o to, aby w piątkowym menu pojawiło się tych sosów więcej. Pikanty, łagodny, koperkowy, czosnkowy, meksykański. Takie dipy na pewno sprawiłyby, że fast foodowe żarełko byłoby jeszcze pyszniejsze!

Tymczasem kolejna misja przede mną - włoski wtorek w Jesz Ile Chcesz. Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się spróbować kolejnych pyszności na Franciszkańskiej :)

Manekin ♥ - zupa ziemniaczana i lasagne z mięsem

Ostatni tydzień obfitował w kulinarne wydarzenia! 
W środę odwiedziłam Manekina na ulicy Gagarina, a w czwartek i piątek posiliłam się w moim ulubionym Jesz Ile Chcesz. No to zaczynamy ;)

Manekin należy do moich ukochanych miejsc już od pierwszego roku studiów. Jest to naleśnikarnia serwująca naleśniki w każdej postaci - słodkie, wytrawne, zapiekane i inne. Obecnie Manekin to trzy punkty w Toruniu oraz po jednym w Poznaniu, Bydgoszczy, Łodzi i Gdańsku. W Toruniu niejednokrotnie zwiedziłam już wszystkie Manekiny, kocham to miejsce przede wszystkim za pyszne jedzenie, atmosferę i to, że można zjeść tam naprawdę niedrogo w stosunku do jakości i ilości serwowanego jedzenia.


Tym razem odwiedziłam Manekina na ulicy Gagarina. Zdecydowanie bardziej wolę restauracje na starówce, na Starym Rynku (zdecydowanie moja ulubiona) oraz na ulicy Wysokiej. Na Gagarina jednak często jest "po drodze" i tak właśnie było tym razem.





Okropna pogoda niespecjalnie nastroiła mnie na eksperymenty, poza tym byłam diabelsko głodna więc postanowiłam zamówić moje ulubione danie - lasagne naleśnikowa z mięsem mielonym w sosie pomidorowym i beszamelowym. Na przystawkę zamówiłam zupę ziemniaczaną. Tę akurat jadłam po raz pierwszy, zazwyczaj biorę rosół z makaronem naleśnikowym (pycha!) lub krem brokułowy. Zupa ziemniaczana natomiast zaskoczyła mnie niesamowicie i oczywiście jak najbardziej pozytywnie. Było jej dużo, była gorąca, pożywna i bardzo smaczna. Miała konstystencję rzadkiego kremu z ziemniaków i marchewki, podawana ze smażoną kiełbasą i cebulką, doprawiona doskonale, troszkę ostra - uwielbiam takie smaki! Zjadłam całą i właściwie już byłam najedzona. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś innego, ale to, co otrzymałam zatysfakcjonowało mnie w stu procentach.


Zdjęcie pochodzi z profilu Manekina na Facebooku

Z lasagne nie mogło być inaczej. Jest to już od wielu lat mój ulubiony naleśnik w Manekinie i jem go zawsze, gdy jestem głodna. Jest to moje ulubione połączenie mielonego mięsa i pomidorów (pomidory♥) z sosem beszamelowym. Smakuje jak lasagne z makaronu, ale dzięki temu, że w daniu tym nie ma makaronu a naleśnik jest ono delikatniejsze i idealnie smaczne, zapiekane pod beszamelem i serem - jest to coś, do czego wracam naprawdę często. Z Manekinem mam ten problem, że ilekroć tam jestem mam ochotę dosłownie na wszystko. Ogromnie ciągnie mnie, aby spróbować czegoś nowego, ale jak tylko pomyślę o lasagne to nie mogę skusić się na coś innego. Uwielbiam też inne naleśniki, ze słodkich (które rzadko jadam, bo wolę wytrawne, ale czasem się zdarza) mój ulubiony to ten z musem pomarańczowym, czekoladowym sosem i lodami waniliowymi... ♥



Podsumowując - polecam Manekina każdemu - studentom, rodzinom z dziećmi (kto nie lubi naleśników?). Trzy dogodne lokalizacje, atrakcyjne ceny, miła, profesjonalna obsługa i gwarantowane pyszności. Czego chcieć więcej?

niedziela, 9 grudnia 2012

Piwex i Zlatopramen Radler

Na sobotniego kaca zapodałyśmy sobie z przyjaciółką piwko kupione tuż pod nosem we wspaniałym, magicznym, niesamowitym miejscu - raju, jakim jest Piwex - jak można się domyślać - sklep z piweczkiem. Powstał jakiś czas temu na ulicy obok i od razu zdobył moje serce. Na pewno każdy student w Toruniu mieszkający na osiedlu Bydgoskim wie, o czym mówię. Jest to sklep pochodzący od tych samych dobrych ludzi, którzy w Toruniu stworzyli pub Krajina Piva, o którym na pewno pojawi się na moim blogu więcej i często będę o nim wspominać. W Piwexie można kupić wiele wspaniałości, o których będę pisać. 


W sobotę kupiłyśmy sobie Zlatopramena Radlera, bo bardzo bardzo chciało nam się pić, a jak wiadomo nic tak nie orzeźwia jak cytrynowe piwko. Ja jestem wielką fanką piwka po prostu każdego (jest wysoko w najlepszej trójce moich ulubionych alkoholi). Cytrynowe piwka piję natomiast najczęściej w wakacje, w plenerze, gdy chcemy posiedzieć dłużej, piwka o mniejszej zawartości alkoholu są wówczas bardziej wskazane, ponadto po prostu bardzo ożywiają i są pyszne. Do tej pory najczęściej piłam Warkę Radler oraz Złotego Bażanta cytrynowego lub grejpfrutowego. Nie przepadam za Lechem Shandy, według mnie jest za bardzo chemiczne. Wczoraj jednak wybór padł na Zlatopramena, którego wcześniej nie piłam. Piłam to czeskie piwko w wersji klasycznej i bardzo mi smakowało, Radler też nie zawódł mojego podniebienia. Pyszny, cytrusowy, kwaskowaty smak, wspaniałe orzeźwienie, nie czuć nic chemicznego. Po prostu pyszniutki i czuję, że zagości w moim radlerowym kanonie na długo! Cena w Piwexie: 4,20 za butelkę tego cuda, polecam!

Wódki: Chłopska pędzona i Soplica Wiśniowa

W piątek po południu odebrałam swój dyplom magisterski! Na UMK rozdanie dyplomów odbywa się w grudniu, chyba dlatego, aby wszyscy zdążyli się obronić (obrony rozciągają się od czerwca do listopada) i wspólnie odebrać swoje dyplomy. Ale do sedna! Rozdanie dyplomów stało się okazją, aby spotkać się w gronie przyjaciół przy wódeczce. Najczęściej kupujemy różne wódki, ale podstawą już w okresie studiów stała się Luksusowa. Zawsze musimy podarować sobie odrobinę luksusu! :) Tym razem oprócz porządnej dawki luksusowej i innych pozycji pojawiły się dwie nowości: Chłopska Pędzona pomarańczowo-orzechowa i Soplica Wiśniowa.




Chłopską dostałam w prezencie mikołajkowym od mojej przyjaciółki (jakoś już wyrosłyśmy ze słodyczy) i na szczęście szybko trafiła się okazja, aby jej spróbować! Pachnie pięknie. Po spróbowaniu najpierw czuje się tylko orzech (ale nie taki jak w Soplicy Orzechowej) natomiast przy połykaniu czułam już tylko pomarańczę. Bardzo oryginalne połączenie! Bardzo dobry, świąteczny smak! Wydawało mi się, że czułam troszkę goździków, ale nie wiem, czy to tylko nie złudzenie wywołane połączeniem orzechów i pomarańczy. Na pewno spróbuję innych pozycji tej firmy, do tej pory nie wiedziałam nawet o istnieniu takiej wódeczki ;) No i najważniejsze: voltaż 32%, cena - nie wiem dokładnie, bo był to prezent, ale coś koło 30 zł :)

Drugą wódeczkową nowością, którą raczyliśmy się w piątek była Soplica Wiśniowa. Jeśli chodzi o Soplicę to od dawna jestem wierną fanką pigwówki. Zresztą każdej innej Soplicy też, ale prym wiedzie pigwówka :) Wiśniowej jakoś wcześniej nie piłam, nie zdarzyło się, jakoś zawsze świadomie omijałam ją na półce wybierając pigwówkę, orzechówkę bądź malinówkę. Obawiałam się, że będzie za słodka, za mdła. Ależ się pomyliłam! Dawno nie piłam nic tak wiśniowego! Była cierpka, odrobinę kwaskowata, jak prawdziwe wiśnie, pyszna i na pewno kupię ją ponownie. Pigwówki z pierwszego miejsca nie zepchnie, malinówka chyba też smakuje mi bardziej, ale na pewno jest oryginalna i bardzo bardzo pyszna, z czystym sumieniem mogę polecić ją każdemu! :) Voltaż: 36%, cena - około 20-22 zł za 0,5 litra :)





Na dzisiaj tyle, do usłyszenia wkrótce!

wtorek, 4 grudnia 2012

Jesz Ile Chcesz - odsłona I

Odsłona pierwsza, ponieważ przewiduję, iż o tym lokalu na moim blogu pojawi się więcej postów.
W zasadzie nie chciałam, aby to właśnie ten lokal poszedł "na pierwszy ogień", ano ale tak już wyszło.
W poniedziałek odwiedziłam z przyjaciółmi ten właśnie lokalik "Jesz Ile Chcesz". Pojawił się on na toruńskim rynku kulinarnym kilka miesięcy temu i szczerze mówiąc  nie wróżyłam mu przyszłości. Na szczęście pomyliłam się, bo lokal cieszy się coraz większą popularnością i wciąż rozszerza swoją ofertę. Mieści się w świetnym punkcie, w centrum miasta i jak wskazuje nazwa jest lokalem typu "all you can eat". Płacimy tylko raz, przy wejściu i jemy do oporu. Cena w tej chwili wynosi 16 zł, dla studentów 12 zł, nie ma żadnych ograniczeń czasowych ani ilościowych.
Wystrój lokalu przypomina prosty wzór prosto z Ikei, co absolutnie moim zdaniem nie jest minusem, wręcz przeciwnie. Dzięki temu można skupić się na tym, co najważniejsze, a ponadto prostota miejsca wręcz urzeka. Menu codziennie się zmienia, na szczęście właściciele codziennie rano aktualizują menu na profilu facebookowym. Dzięki temu codziennie wiemy, co możemy zjeść. Chociaż ja byłam już kilkakrotnie bez takiej wiedzy i nigdy się nie zawiodłam. Zawsze każdy znajdzie coś dla siebie, Jesz Ile Chcesz proponuje bardzo szeroki wybór dań z każdej kuchni świata, zarówno wegetariańskich jak i dla mięsożerców. W menu zawsze znajdziemy również dwie zupy, dwie pyszne sałatki i kilka propozycji deserów. Poza tym jedną z moich ulubionych form "zabawy jedzeniem" w lokalu jest bufet warzywny z wielością warzywek i sosów, oliw i octów, z których każdy może przygotować sobie własną suróweczkę!  ♥ W cenie wejścia opijemy się też do woli pysznej herbaty i kawy - jedyny minus jest taki, że kawa jest rozpuszczalna (ale co kto lubi).
Wracając do sedna - w poniedziałek odwiedziliśmy Jesz Ile Chcesz, aby wykorzystać kupon, który kupiliśmy na grouponie albo sweetdealu (nie pamiętam).


W menu tego dnia znalazło się:

  • zupa pomidorowa
  • zupa ogórkowa
  • tarta porowo-cebulowa
  • kurczak w pomidorach i chilli
  • kiełbaski w sosie sojowo-musztardowym
  • kotleciki mielone
  • bigos wegetariański
  • fasolka po bretońsku
  • zapiekane ziemniaczki z czosnkiem
  • zapiekane warzywa
  • zapiekanka makaronowa z szynką i papryką w sosie śmietanowym
  • spaghetti w sosie pieczarkowo-śmietanowym
  • sałatka cesare z kurczakiem
  • sałatka śródziemnomorska z makaronem, fetą i pomidorami
  • naleśniki z dżemem
  • galaretki
  • kakaowe kuleczki z kaszy manny


Na pierwszy ogień poszła tarta porowo-cebulowa. Wcześniej w lokalu jadłam też tarty: cebulową, pomidorową, szpinakową i pieczarkową. Moim zdecydowanym faworytem jest pomidorowa, ale porowo-cebulowa również była pyszna. Ciasto było idealne a farsz pyszniutki, zjadłam kilka kawałków, a i tak jak doniesiono nową, to musiałam skosztować.
Następnie wsunęłam kilka kotlecików (naprawdę malutkich i uroczych) z ziemniaczkami i fasolką po bretońsku. Pycha. Fasolka średnio mi smakowała, ale to chyba dlatego, że w głowie ciągle mam smak fasolki mojej mamy, której nikt i nic nigdy nie dorówna. Na pewno była zjadliwa i zjadłam wszystko, co sobie nałożyłam. Wszystko to zagryzłam sporą porcją sałatki cesare, która była po prostu wspaniała! (Od kiedy jej spróbowałam chyba już przestanę korzystać z surówkowego bufetu). Pyszna mieszanka sałaty, kurczaka, sera i oliwy, bardzo dobrze przyprawiona. 
Nie zjadłam tego dnia sałatki z fetą, ale jadłam ją kiedyś i również jest dobra.
Spróbowałam makaronu z sosem pieczarkowym, był dobry, ale troszkę zimny, uważam, że obsługa powinna przemyśleć jeszcze kwestię podgrzewania tych makaronowych sosów.
Spróbowałam też zapiekanki, w której poza szynką i papryką znalazłam również czerwoną fasolę. Całość przyjemna :) 
Na deser zjadłam kuleczkę obtoczoną w kakao, niezła, ale ja zdecydowanie wolałam twarde czekoladowe kulki, które jadłam kiedyś w Jesz Ile Chcesz. Przygryzłam to naleśnikiem. Naleśniczki są malutkie i dobrze idzie ich przegryzanie. Ja akurat nie jestem fanką tych naleśników z dżemem, są dla mnie za słodkie, za to jeśli akurat w menu znajdą się naleśniczki z serkiem, to właściwie jestem w stanie zapłacić te 12 czy 16 złotych tylko dla nich :)

Podsumowując - Jesz Ile Chcesz to nie lokal na romantyczne wyjście z chłopakiem czy dziewczyną, na pewno nie jest to też eleganckie miejsce, aby komuś zaimponować. Na pewno jest to świetne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi, my siedzieliśmy chyba z 2,5 godziny zanim nagadaliśmy się i najedliśmy do syta (zwłaszcza chłopcy...). Atmosfera jest przyjemna, nikt nie chodzi nad człowiekiem, jest absolutna prywatność, z obsługą zderzamy się raz przy wejściu, potem oczywiście pracownicy czuwają, donoszą świeże posiłki do bufetu, ale robią to bardzo subtelnie i dyskretnie. Miejsca jest sporo, można naprawdę dobrze zjeść i świetnie spędzić czas. Jedzenie jest raczej domowe niż restauracyjne, nie jest wybitne, ale nie ma co spodziewać się cudów za taką cenę. Moim zdaniem wszystko jest smaczne i lokal ten szybko stał się jednym z moich ulubionych miejsc na obiad. Za taką kwotę nigdy nie ugotuję tak dużego i smacznego obiadu! 
Jesz Ile Chcesz szybko się rozwija i ciągle wprowadza nowe pomysły - od niedawna w każdy piątek można skorzystać z Fast Food Friday a od przyszłego wtorku restauracja zaprasza na włoskie wtorki. Na pewno się pojawię na obu tych wydarzeniach i sprawdzę co smacznego mogę tam jeszcze pokochać!

Wszystkie zdjęcia pochodzą z funpage'a lokalu na Facebooku, chciałam zrobić swoje, ale akurat rozładowały mi się wszystkie elektroniczne sprzęty. Do usłyszenia!